Pięciolatek na pokładzie, czyli jak przetrwać i nie zwariować
Jeszcze 9 dni i będę miała w domu pełnoprawnego pięciolatka. Jak się nad tym zastanowię to nie wiem, kiedy zleciało te pół dekady życia pod jednym dachem z tym moim pierworodnym. Dopiero co pamiętam jak dowiedzieliśmy się o ciąży, jak przez 9 miesięcy czekaliśmy na ten nasz cud. Potem pierwsze jego chwile z nami, to jak rósł i się rozwijał, w końcu skończył rok, potem 2 latka itd, a tu zaraz będzie dmuchać 5 świeczek na swoim wymarzonym torcie. Mowa oczywiście o Franiu.
Z każdym kolejnym miesiącem Frania powiedzenie ” Małe dzieci mały problem, duże dzieci duży problem” nabierało jakby bardziej wyrazistego znaczenia. Rozkminki, które wydawały mi się wielkości Mont Blanc, kiedy moje dziecko miało rok w stosunku do tych, które generują się teraz, na progu pięciolecia, są śmieszne. Rubish, jak mawiają Anglosasi. To tak jak z mówieniem czy bieganiem, każdy kto zostaje rodzicem po raz pierwszy nie może się doczekać, kiedy dziecko zacznie mówić, biegać, być samodzielne. A kiedy już ten moment nadchodzi, zdecydowana większość dałaby wszystko, aby ten czas cofnąć, albo chociaż żeby z każdą nową umiejętnością pozostawał ten czas, kiedy obce nam było wystawianie naszej cierpliwości na kosmiczne próbę, a z ust własnego dziecka nie było nam dane słyszeć „Już Cie nie lubię”, bo nie daliśmy zgody na zjedzenie kawałka czekoladki, czy nie kupiliśmy kolejnego samochodu. Ehhh…
Trudny czas….
Jak sobie tak pomyślę to ten trudny czas ciągnie się już chyba od czasu słynnego buntu dwulatka. Czyli ponad 3 lat powinnam być już zaprawionym w trudach rodzicielstwa rodzicem, zahartowanym na wszelakie niespodzianki i nagłe zwroty sytuacji. Nic bardziej mylącego. Wydawałoby się, że pół dekady przeżytej pod jednym dachem powinniśmy w zasadzie znać się jak łyse konie i mało co nas może zaskoczyć. No to niestety rzeczywistość co jakiś czas skrzeczy innością, a rozmowy z koleżankami ,które mają starsze dzieci pozostawiają nastrój grozy, zgrozy i oczekiwania na coraz cięższy survival – „każdy kolejny rok będzie coraz bardziej zaskakujący, problemy wychowawcze coraz nowsze a reakcje pociechy coraz bardziej zdecydowane”. Nasza cierpliwość jest egzaminowana cały czas, z wyjątkiem przerwy na sen, a granica wytrzymałości coraz bardziej wystawiana na ewentualne pęknięcie. Tymczasem mały odkrywca śmiało testuje, sprawdzając na ile może sobie w stosunku do nas pozwolić. Przydałoby się jakieś podłączenie dożylne do melisy, co by być spokojniejszym i nie mieć poczucia ciągłego wybuchu. Pamiętajmy, że my rodzice tak samo jak nasze dzieci jesteśmy tylko ludźmi.
Emocje….
Wszyscy mamy emocje. To właśnie najczęściej emocje są tym czynnikiem, który staje pomiędzy nami, a naszymi dziećmi w trudnych momentach dnia codziennego. Zastanówmy się może czym właściwie są emocje. Jest cała masa działań jakie pojawiają się w różnych sytuacjach, jako odpowiedź na bodźce, które nas dotykają. Mówimy tu o takich uczuciach jak złość czy radość, strach czy gniew. Jedno jest pewne – ich rola jest niezaprzeczalnie istotna w naszym życiu, między innymi poprzez pomoc na wskazanie co jest dla nas dobre a co złe, czy coś jest bezpieczne czy raczej nie. Okazując emocje wysyłamy sygnał, znacznie bardziej czytelny niż słowa. Pomyślmy sobie skoro my dorośli nie zawsze jesteśmy wstanie sobie poradzić z własnymi emocjami, to jak ma się czuć taki pięciolatek, który ma już sporą wiedzę o otaczającym go świecie, jest wstanie co raz częściej powiedzieć co może być dobre a co złe dla niego. Pięciolatki są bardzo emocjonalne i bardzo pokazują swoje emocje, poprzez gestykulacje i mimikę. Równie częste są wybuchy radości jak i smutku czy złości. Przejście z jednego stanu do stanu skrajnego odbywa się bez żadnych stadiów pośrednich i jest równoznaczne, jeśli chodzi o szybkość, z pojawieniem się danego stanu.
Warto zauważyć, że pięciolatek jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami, jednak zdarzają się momenty, kiedy natłok myśli w jego głowie go przerasta i wtedy następuje wybuch. Problemem jest, że ten wybuch to zarazem samonakręcająca się spirala, a powrót z takiego stanu emocji jest niezmiernie trudny. Na nic zdają się spokojne rozmowy, tłumaczenia, czy wszelkie próby uspokojenia. U nas wprowadziliśmy coś takiego jak hasło bezpieczeństwa. Kiedy Franio się już tak maksymalnie nakręci to wówczas uczymy go, aby użył naszego hasła bezpieczeństwa „Przytul mnie”.
Zbuntowany pięciolatek…
Nasz kochany Franio do perfekcji opanował udawanie, że nie słyszy, albo przedłużanie w czasie wykonania jednej konkretnej czynności, jak np sprzątanie czy ubieranie się. Rzekłabym, że formy wystawiania mojej cierpliwości na próbę są realizowane z maestrią i znajomością rzeczy i występują dość często. Kiedy jeszcze dochodzi do tego zmęczenie czy poranna pobudka w podłym nastroju w naszym domu raczej nie jest cicho.
Wiele źródeł opisuje, że pięciolatki maja perfekcyjnie opanowane przedłużające się w czasie wykonywanie jednej czynności. W trakcie jej wykonywania dzieje się tysiąc rzeczy nie związanych z tą jedną konkretną czynnością. W trakcie np sprzątania zabawek nasz urwis odczuwa nagłe pragnienie, głód, czy swędzenie nogi. Nie ma w tym może nic strasznego, jeżeli takie przeciąganie w czasie nie wpływa na funkcjonowanie wszystkich domowników. Bo przecież doba nie jest z gumy, a i obowiązki które mamy same się nie wykonają. Kiedy widzimy jak lecą kolejne minuty, nasza cierpliwość się niebezpiecznie kurczy, a to już bliska droga do wybuchu negatywnych emocji nas dorosłych. Wszędzie znajdziemy złotą radę, cierpliwość. Jednak nie zapominajmy, że my rodzice też jesteśmy ludźmi i też mamy swoje emocje. Popatrzmy na to z perspektywy naszego szefa, my w pracy też nie mamy nieograniczonego czasu na wykonanie swoich zadań, jesteśmy częścią zespołu, od nas często zależy to jak reszt zespołu wykona swoją pracę. Tak samo jest w naszych domach.
Nasza rodzina to taki zespół. To jak wszyscy jego członkowie będą wykonywać swoje zadania (w tym swoje codzienne czynności czy obowiązki) zależy jak ten nasz zespół rodzina będzie funkcjonowała. Bądźmy dla naszych dzieci partnerami, ale też w pewnym sensie musimy być szefami, którzy nakładają obowiązki i stawiają granice czy to czasowe czy nazwijmy to granice bezpieczeństwa.
Muszę się przyznać, że zdarzają się mi chwilę, kiedy ta moja cierpliwość kończy się jak nożem uciął, coś we mnie pęka i zaczynam krzyczeć. Też jestem człowiekiem. Staram się pracować nad sobą i rozwiązywać pojawiające się problemy na drodze negocjacji. Wiem, również, że przede mną jeszcze dużo pracy, a obecna faza buntu nie skończy się za miesiąc czy rok, a z każdym rokiem będą co raz to nowsze problemy.
Ważne jest też to, że nasz rezolutny pięciolatek jest świadomy, kiedy postępuje źle i że to co robi sprawia przykrość bliskim. Dlatego też potrafi przeprosić, o ile my rodzice też umiemy przeprosić i przyznać się do błędu czy swoich negatywnych emocji, jakie pokazaliśmy. My takie zasady u nas w domu praktykujemy i widzę, że to działa.
Dla mnie ważne jest jedno, żeby pokazać swoim dzieciom , że tak naprawdę w świecie w którym żyjemy nie jesteśmy sami i nie zawsze jest tak jakbyśmy tego chcieli. Nasz pięciolatek często uważa, że on jest przysłowiowym pępkiem świata i to wokół niego wszystko się kręci. Tak niestety w życiu nie jest, naszą rolą rodziców jest zapewnienie dziecku poczucia, że jesteśmy z niego mega dumni i jak jest mądry, ale czasami trzeba iść na ustępstwa, nawet, jeżeli musimy zrezygnować ze swoich racji. Rozmawiajmy i szukajmy argumentów do przekonania innych, że to my mamy racje, a jeżeli się pomylimy przyznajmy się do tego.
Jaki jest mój pięciolatek?
Dla mnie najlepszy. Jest taki jak jego rówieśnicy, czyli ciekawy otaczającego go świata, dopytujący się o wszystko, co go w danym momencie zainteresuje. Jest bardzo sprawny fizycznie, w ciągłym biegu. Jest również niezmiernie wrażliwy, uczuciowy, uwielbia się przytulać, nadal potrzebuje dużego poczucia bezpieczeństwa. Chociaż są trudne momenty i nie brakuje chwil bezsilności, chociaż zdarzają się myśli czy ja coś zrobiłam źle to nie zamieniłabym tych wspólnych pięciu lat za nic na świecie. Chce więcej. Tyle ile o sobie przez te pół dekady nie nauczyłam się nigdzie indziej. Tak samo jak ja jestem nauczycielem dla swojego syna, także on jest najlepszym moim nauczycielem.