Chorobowy marzec
Jak to się mówi za długo było u nas spokojnie. Połowa marca, a ja mogę powiedzieć, że dopiero zaczynam ten miesiąc czuć. Marzec zaczął nam się z przytupem, można rzec, rozjechał nas walcem bez uprzedzenia. Wyjął nam z życiorysu 2 tygodnie, 2 weekendy spędziliśmy nie wychodząc z domu, gdzie w jeden weekend Franio gorączkował (39,3 °C), a tydzień później, takie same atrakcje zagwarantował nam Julek. Wirus, którego Franio przyniósł z przedszkola i szczodrobliwie podzielił się nim z nami, położył całą naszą trójkę pokotem. Zaczął Franio, po nim sztandar infekcji przejął nasz tatuś (ALARM! Chory mężczyzna w domu!). Potem, z typową dla dwulatka ciekawością, Julek spróbował jak to smakuje. Tak mnie to „zainteresowało”, że na koniec i mnie się zdarzyło pochorować.. Przez 2 tygodnie poza gorączką mieliśmy atrakcje takie jak kaszel w różnych tonacjach. Katar o różnym stopniu zasmarkania. Wytrwałe, ciągnące się jak guma w majtkach i nie mijające. Finis coronat opus, mawiali starożytni – w tym przypadku dzieło uwieńczyła jelitówka. Ten sam wirus położył do łóżek praktycznie całą grupę przedszkolną Frania.
Z niecierpliwością czekałam, aż choroba nam odpuści, wyniesie się i wrócimy do naszego rytmu. Choroba była przyczyną naszej nieobecności na blogu, bo nie miałam kiedy pisać, a od drugiego tygodnia, nie miałam nawet siły. Gorączka u dziecka – każda matka wie co to oznacza: w nocy czuwanie, próby obniżenia, co w przypadku tego wirusa nie przynosiły efektów na zbyt długo. Każdy po tej chorobie potrzebował okresu rekonwalescencji.
Jak sobie poradziliśmy? W dużej mierze działaliśmy objawowo, dużo sprawdzonych domowych sposobów. U Frania jedynie trzeba było przy kaszlu poza nebulizacjami z solanki, włączyć steryd. U Julka przy jelitówce też musieliśmy sięgnąć po lekarstwa, bo niestety domowe sposoby nie przynosiły efektów. A poza tym lekka dieta, dużo warzyw i owoców (źródło witamin), czosnek przemycany w potrawach, sok z czarnego bzu na kaszel, herbata z lipy z miodem i oczywiście kiszonki, czyli naturalne probiotyki. Kupując kiszonki trzeba jednak pamiętać przy ich wyborze, żeby to były faktycznie te naturalne, a nie zakwaszane octem.
W walce z wirusem i tym razem nie zapomniałam o mojej niezawodnej miksturze, czyli sok z cytryny, czosnek, imbir i miód. Wszystko odpowiednio zmieszane, każdy z nas pił swoją dzienną daweczkę. O naszych naturalnych sposobach na wzmocnienie odporności, a zarazem idealnie sprawdzające się wspomagająco w infekcjach wirusowych pisałam TU !
Niedziela, była cudowna, iście wiosenna. My nasz spacer zaliczyliśmy obowiązkowo. Oby taka pogoda już została z nami. Wiosno przybywaj, chorobom dziękujemy. My już na ten sezon mamy zdecydowanie dość. Rozumiesz? Limit się wyczerpał.