Dlaczego tak łatwo ufamy diagnozie z Internetu?
Wystarczyło kilka dni chłodniejszych, zimnych ranków i wieczorów, a sezon infekcyjny rozgościł się w nie jednym domu. Rodzice przedszkolaków znają ten temat bardzo dobrze. Dla wielu maluchów czas chorowania zakończy się późną wiosną.
Nikt z nas nie lubi chorować, chodzić do lekarza, czekać w kolejkach. No to od czego mamy Internet? Na licznych forach, „eksperci” wszelkiej maści w pełnej doradczej gotowości. No i nie zapominajmy o dostępnym przez 24 godziny na dobę „Doktorze Google”. Jego renoma jest tak ogromna, że nawet, opuszczając gabinet dyplomowanego lekarza, z postawioną przez niego diagnozą i wypisanymi receptami w ręku i tak musimy to jeszcze skonsultować w sieci.
Kiedy sezon infekcyjny w pełni, na grupach parentingowych kipi dyskusja i nie ma dnia bez zapytań o syropek na kaszel, czy kropli na katar, albo o potwierdzenie trafności specyfików zapisanych przez lekarza czy chociażby o zdiagnozowanie objawów choroby. A przy okazji (typowe na takich grupach) każdy tam jest ekspertem w dziedzinie, zbrojnym w wiedzę i doświadczenie, których nie powstydziłby się i doktor nauk medycznych. Co wybitniejsi ocierają się o habilitację.
Z jednej strony wiadomo, że w przypadku opieki nad dziećmi w wieku przedszkolnym czy żłobkowym kiedy pogoda zaczyna sprzyjać zachorowaniom, temat choroby dziecka, a czasami całej rodziny przestaje być obcy. Czy jednak aby nie przesadzamy z tą „swojskością”? Pytanie dlaczego nagle przestaliśmy ufać lekarzowi jest jak najbardziej zasadne, a uczciwa odpowiedź czy mamy rację czy może nie może rozstrzygać o bezpieczeństwie naszych pociech.
Kiedyś było tak. Jak dziecko zachorowało to pierwszy drugi dzień jeżeli towarzyszyły temu standardowe objawy (katar, kaszel, gorączka, ogólne rozbicie) nasze mamy czy babcie stosowały tzw. domowe sposoby na przeziębienie. Najczęściej podawano mleko z miodem i czosnkiem, herbata z cytryną, miodem, sok malinowy czy syrop z czarnego bzu. Do tego dochodziło smarowanie maścią rozgrzewającą, jakiś kompres na szyję, również z czymś rozgrzewającym i do łóżka. Standardem był także gorący rosołek, traktowany jako panaceum. Jeżeli po 2 dniach takiej terapii nie następowała poprawa to chory berbeć lądował przed obliczem lekarza, gdzie otrzymywał coś bardziej terapeutycznego – z antybiotykiem włącznie. Mama, czy babcia, godziły się na to z pełnym zaufaniem, zrozumieniem i świadomością, akceptując fakt, że ich właściwa reakcja tym razem nie zadziałała, dlatego teraz jest czas na fachowca i medycynę, a nie na znachorstwo.
A teraz? Pierwsze co robimy to odpala się kompa i wyszukuje się w Internecie albo wrzuca na grupie mamowej objawy. W zależności od zastosowanej techniki, albo sami zaczynamy stawiać diagnozy, albo organizujemy konsylium. Na forach roi się od samozwańczych lekarzy, co to i od razu postawią diagnozę i dadzą zalecenia. Bo oni to już przeszli, wypraktykowali i po prostu się na tym znają, zęby zjedli, albo zjadły.
O ile trafimy na osoby, które rekomendują babcine sposoby do zaaplikowania w pierwszych dwóch dniach przeziębienia to nie ma tragedii (pod warunkiem, że po dwóch dniach braku sukcesów w terapii, wykażemy rozsądek i odwiedzimy przychodnię). Jednak należałoby pomyśleć, żeby może jednak udać się do lekarza w celu zweryfikowania naszych przypuszczeń. Czasami że to zwykłe przeziębienie potrafi się pięknie rozwinąć w zapalenie oskrzeli, czy nie daj Boże płuc.
Wracając do naszych samozwańczych doktorów, to gorzej jeżeli trafimy na entuzjastów dzielenia się „swoimi” doświadczeniami i polecania wszelakich syropków. Do tego dodajmy intensywne bombardowani reklamami w telewizji, prasie, ale również w Internecie, brak krytycznego myślenia i nawet sobie nie zdajemy sprawy z tego, że zaczęliśmy igraszkę ze zdrowiem, a może i życiem naszych małych pacjentów.
O ile mogę jeszcze w jakimś stopniu zrozumieć takie podpytywanie się o sposoby na infekcję to zupełnie nie jestem w stanie pojąć „konsultowania”, czy wręcz wątpienia, negowania diagnozy i zaleceń które lekarz postawił w trakcie wizyty. Po co Pani Znachorka szła do przychodni? W ramach zabiegów magicznych? Typowe zachowanie wiedźmy, czyli osoby, która wie wszystko.
Ja tak piszę i piszę o tych diagnozach na forach, może niektórzy zastanawiają się, o co jej właściwie chodzi. To może posłużę się takim malutkim przykładem:
” Dziewczyny byliśmy u lekarza, dał nam syropek a i syropek b (celowo nie podaję nazwy leków), powiedział że to zapalenie oskrzeli. Myślicie że nam przejdzie po tych syropkach? Jakie odpowiedzi?
A: mój syn przy zapaleniu oskrzeli miał inhalacje 3 razy dziennie z leku D, G, K”
B: moje dziecko przy kaszlu i zapaleniu oskrzeli miało inhalacje z leku G,K.
C: te syropy są do niczego, czytałam na forach.”
Powyższe jest typowe. Takie przykłady można podawać i podawać. Setkami!
Albo coś takiego:
„Szukam porady, synek wczoraj poszedł spać, obudził się po 2 godzinach z gorączką 39, twardym brzuszkiem, Dałam syrop na gorączkę, kropelki na brzuszek. , zasnął ok 4, o 7 znowu gorączka, twardy brzuszek i brzydki zapach z ust. Czy iść do lekarza? Co to może być?”
Czy faktyczni takie grupy, fora powinny służyć do diagnozowania, szukania porad medycznych? Raczej nie. Jeśli ktoś miał nawet do czynienia z podobnymi objawami, to proponuję odrobinę skromności. Ludzie, studia medyczne trwają 6 długich lat. Potem rok stażu, potem kilka lat robienia specjalizacji. Przez cały czas kontakt z różnymi przypadkami, nie tylko tymi, ograniczonymi do własnych dzieci, które nawet nie wiem jak wybitne, nie są reprezentatywne dla wszystkich typów zachorowań.
Owszem w Internecie możemy znaleźć całą masę grup moderowanych przez lekarzy z dyplomem. Lekarze ci w sposób rzeczowy odpowiadają na zadane pytania, ale nigdy nie diagnozują, nie analizują wyników badań i nie polecają konkretnych leków. O ile do takich miejsc się nie przyczepiam, a wręcz je popieram, bo są rewelacyjnym źródłem wiarygodnej informacji o naszym zdrowiu, a co najważniejsze, rekomendują stosowną profilaktyk, a w sytuacji choroby, zawsze zalecają odwiedzenia gabinetu lekarskiego.
Kiedy rozmawiam z koleżankami mieszkającymi w innych krajach Europy, tam zjawisko leczenia się przez Internet praktycznie nie występuje. Zdarza się, że ktoś się o coś zapyta na jakieś grupie, ale to raczej kiedy ma już umówioną wizytę do lekarza i na nią oczekuje, a pyta się czy ktoś ma podobny do niego problem. Dlaczego zatem u nas tak chętnie korzystamy z porad znalezionych w Internecie?
W ostatnich latach w Polsce spadło zaufanie do dyplomowanych lekarzy, jak już odwiedzamy gabinet to często z gotową diagnozą i zaleceniami. Właśnie spadek zaufania do lekarzy i podejrzewanie ich o układy z firmami farmaceutycznymi, jak również długi czas oczekiwania na wizytę u specjalisty sprzyjają poszukiwaniu porad alternatywnych, via Internet.. Ale czy jednak uzasadnia to narażanie zdrowia i życia (przecież nie wiemy czy taka diagnoza z Internetu nam nie zaszkodzi)? Jak popatrzy się na systemy zdrowotne i ubezpieczenia funkcjonujące w innych krajach, to jednak w Polsce ten dostęp do lekarzy nie jest taki zły. Dodatkowo polscy lekarze są jednymi z lepiej wykształconych i bardzo chętnie są zatrudniani w innych krajach. Ba to pacjenci z innych krajów bardzo chętnie korzystają z opieki zdrowotnej w Polsce. Czy to nie powinno poszukiwaczom zdrowia w sieci dać do myślenia?
Kolejną kwestią jest dlaczego, tak łatwo wcielamy się w eksperta w danej dziedzinie i udzielamy wszelakich porad. Co z poczuciem odpowiedzialności? Jak komuś coś doradzę, a on to zastosuje, to JESTEM odpowiedzialny za efekty takiej rady. Skoro na forach jest takie multum „ekspertów” gotowych i chętnych do udzielania rad, to jakim prawem problem zdrowotny wciąż istnieje. Poza tym, możliwe było leczenie bez potrzeby zbadania, to by istniały gabinety wirtualne. Owszem telemedycyna istnieje, ale jej zastosowanie jest raczej na zasadzie, szybka analiza wyniku badania zleconego przez lekarza podczas wizyty w gabinecie do potwierdzenia bądź wykluczenia choroby, a nie zamiast.
Najgorsze kiedy po takiej diagnozie internetowej stan zdrowia zaczyna się pogarszać. A przez to, że zdobyte tą drogą informację zazwyczaj nie pochodzą od profesjonalistów, taka diagnoza, a czasem i leczenie mogą nie być właściwe i prowadzić do dramatycznych skutków. Dlaczego tak wielu młodym matkom tak łatwo przechodzi diagnozowanie lub akceptowanie diagnoz stawianych na forum, radzenie się w kwestii stanu zdrowia własnego dziecka u nieprofesjonalisty, a dlaczego mają tak wiele oporów i obaw przed wizytą w gabinecie lekarskim? I tutaj kółko w pewnym sensie się zamyka i wracamy znowu do informacji powielanych na wszelakich forach, że lekarze wypisują tylko to co im zalecają firmy farmaceutyczne, że leki z apteki to największe zło, no i ciocie dobra rada wiedzą przecież lepiej, bo gdzieś ktoś stosował, no właśnie gdzieś ktoś coś powiedział, przeczytał …tylko nikt tych informacji nigdy nie sprawdził.
Wiadomo, że we wszystkim należy zachować zdrowe podejścia. Nie gnać do lekarza zaraz, gdy pojawi się nam gorączka, czy kichniemy kilka razy więcej niż zwykle. Czasami faktycznie możemy poczekać ten jeden czy dwa dni i zobaczyć, czy jesteśmy wstanie sobie sami pomóc czy jednak bez pomocy lekarza się nie obejdzie. Tak samo w przypadku dziecka, czasami można poczekać, sprawdzić sposoby które już znamy w danej sytuacji, no chyba że mówimy o malutkim dziecku lub dziecku z zdiagnozowanym schorzeniem, dla którego zwykły katar może być groźny. Powtórzę, babcine sposoby zostały potwierdzone wieloletnim stosowaniem, często z sukcesami. To co znajdujemy na forum, nie ma żadnej gwarancji. Jakże często w ogóle nie wiemy nic o danej osobie. A zalecane tam sposoby mogą być naprawdę dziwaczne. Cóż, w „Antku”, jego siostra Anielka została zapakowana na „trzy zdrowaśki” do piekarnika. Choroba przegrała, ale mała pacjentka nie przeżyła.
Osobiście nigdy nie leczyłam swoich dzieci w oparciu o diagnozy z Internetu. Przy poważniejszych chorobach jak np. bostonka jedyne co sprawdzałam w Internecie, to jak wyglądają zmiany, co to właściwie za choroba. Nigdy nie podpierałam się, nie weryfikowałam na grupach parentingowych zaleceń lekarza. Przy pierwszy objawach infekcji wspomagam się w naturalnych metodach, ale jeżeli pojawia się gorączka, trwa dłużej niż 2-3 dni to wówczas zwracam się o pomoc do lekarza. O naszych metodach naturalnych wspominałam już w jednym z wcześniejszych wpisów TUTAJ.
Podsumowując, nie dajmy się zwariować. W Internecie można zdobyć wiedzę niezbędną w profilaktyce i dbaniu o własne zdrowie. I tu też zachęcałabym do weryfikowania źródeł, sprawdzania różnych informacji, nie tylko tej pierwszej i korzystania z wiedzy profesjonalistów. A diagnozowanie i leczenie zostawmy w rękach lekarzy. Oni naprawdę uczą się bardzo długo, żeby rozpoznać chorobę i zalecić właściwą trapię. Leczmy się w gabinecie.