Współczesny świat idealnych matek, czy faktycznie rzeczywistość tak wygląda?
Czasy w których żyjemy, mają swoją specyfikę. Każdy chce mieć wszystko bez czekania, od razu, tu i teraz. W dodatku najlepsze, idealne, niepowtarzalne i wyjątkowe. Oczekuje się zatem, że wszystko powinno być właśnie takie NAJ, zaczynając od naszego wyglądu, stylu życia, otoczenia w którym żyjemy, naszego mieszkania, tego co jem … i taaak! Naszych dzieci! One też powinny być skrzyżowaniem Supermana z możliwościami prezentowanymi przez obcych z kosmosu. Dzieci … powinny być oczywiście idealne, bawić się w idealnie czystych pokoikach, w kolorach szarości, z modnymi dodatkami, gdzie zabawki są tylko dodatkiem, dodatkiem takim który pasuje do wystroju. Dzieci powinny być cichutkie, od chwili gdy skończą 3-4 miesiące uczestniczyć w zajęciach, które mają sprawić, że za kilka lat z tych małych słodkich bobasów wyrośnie kolejne pokolenie wszystkowiedzących idealnych koropoludków. Już w przedszkolu dzieci biorą przecież udział w wyścigu szczurów, bo czym, jak nie swoistym race of rats jest napięty tygodniowy grafik naszych pociech? A zaraz po przedszkolu codziennie jakieś zajęcia, angielski, balet, tańce, judo, karate, czy jeszcze coś innego.
Dzisiejszy świat to również świat, gdzie stale oceniamy innych i podlegamy ocenie innych. Ciągła krytyka, negowanie naszych wyborów które chcemy dokonać, czy tych jakie już dokonaliśmy. Świat gdzie lupus ad alium mater et mater est — matka matce wilkiem, gdzie tylko się czeka jakby tu innej wbić przysłowiową szpilę, często skrywając to pod maską słów pełnych podziwu czy aprobaty.
Dlaczego tak łatwo przychodzi nam ocenianie innych, obcych osób nie znając ich? Czy kiedykolwiek zastanawiamy się jak my byśmy się czuli, będąc adresatem i ofiarą takiego traktowania?
Pewnie zastanawiacie się czemu tak zaczęłam ten wpis i skąd taki temat? Obserwuję już od pewnego czasu jak osoby z rodzaju besserwieserów starają się „pouczać” innych, krytykować ich. Krytyce podlega tymczasem incydent. Jedno zdarzenie, chwila wyrwana z całego dnia, udanego dnia, albo co gorsza z życia. Jeszcze trochę i dojdziemy do takiej sytuacji, że osoby mniej przebojowe i bezczelne, będą się bały odezwać, albo coś zrobić, z obawy, żeby nie zostać ocenionym. A może być i tak, że taki samorzutny i samorodny kreator standardów, w ataku pasji dyktatorskiej zgłosi coś do odpowiednich służb, twierdząc, że jego/jej zdaniem nasze zachowanie stanowi zagrożenie życia lub zdrowia nas, naszych dzieci czy też osób z naszego otoczenia. Ja osobiście takie sytuacje „pouczania” obserwuję w ocenianiu rodziców, częściej jednak matek i to co najlepsze przez inne matki, albo osoby nie będące rodzicami.
Modne ostatnio stało się relacjonowanie swojego życia w Social Mediach. To sprzyja takiemu zachowaniu. Zastanawiam się czy osoby tak chętnie pouczające innych, zastanowiły się że to co widzą to jest ułamek całego życia osoby obserwowanej? Tyczy się to również łatwości z jaką idzie nam ocenianie i pouczanie obcych ludzi w kolejce w sklepie, bo coś zobaczyliśmy. No właśnie coś zobaczyliśmy, jakiś fragment wyrwany z większej całości. Ponieważ oceniamy to negatywnie, z całą siłą rodzi się imperatyw, by pouczyć winowajcę, a jeszcze lepiej od razu wezwać odpowiednie służby. STOP.
Z całym szacunkiem jestem za tym, aby nie stosować przemocy przeciwko innym. NIKT nie może się nagle stać obiektem nagonki. Kocham swoje dzieci ponad życie, nie dam im nigdy zrobić krzywdy. Dużo mówi się teraz o prawach dzieci, o reagowaniu gdy dzieje im się krzywda. Wiele znanych osób mówi o tym. Super, o przemocy trzeba mówić, trzeba jej przeciwdziałać, trzeba być wrażliwym kiedy widzimy że dzieje się krzywda czy to dziecku, psu czy innemu człowiekowi, każdemu. Mówi się o tym, o nie stosowaniu kar cielesnych, przemocy słownej. Zgadzam się z tym i popieram. Jednak dla mnie całe to „uświadamianie”, bo tak nazwijmy to co te osoby mówią, zakrawa o magiczne rytuały zmierzające w granice absurdu. Postaram się wyjaśnić o co mi chodzi.
W ostatnim czasie zdarzyło mi się przeczytać w Social Mediach tekst, właśnie o wychowywaniu swojego dziecka z szacunkiem. Wszystko OK, ale obok tego padły słowa, że na dziecko nie wolno podnieść głosu, bo krzyczenie na dziecko jest formą przemocy psychicznej i zabija poczucie wartości dziecka. Osoby nie umiejące panować nad sobą (bo krzyknięcie na dziecko to już jest nie panowanie nad sobą) nie powinny mieć dzieci, ani nawet zwierząt. Z całym szacunkiem dla autora takich słów, ale niech sam przed sobą się przyzna że faktycznie nigdy, ale to nigdy nie krzyknął na swoje dziecko. Ja w otoczeniu swoich znajomych nie znam nikogo, kto by nigdy nie podniósł głosu.
Pozwolę się tutaj posłużyć pewnym przykładem. Wstajemy rano do przedszkola, zaczynamy nowy dzień z czystą kartką, z nastawieniem będę mieć kosmiczne pokłady cierpliwości dla swoich dzieci. I co? Trafiamy na gorszy dzień swojego pierworodnego, który już od chwili gdy budzimy go słowami „Syneczku wstajemy do przedszkola” sprawdza jakie są pokłady naszej cierpliwości. Zaczyna się od grymaszenia, wierzgania nogami, płaczu i wykrzykiwania „Nie kocham Cię, nigdzie nie idę” W takiej sytuacji nie znam osoby, która nie musiała by wykazać się podniesieniem głosu i stanowczością, bo polubowna chęć załagodzenia sytuacji nic nie daje, no chyba że zmieniamy wszystkie swoje plany i zostajemy z pierworodnym w łóżku, a całemu światu mówimy ” Sorry, ale nie mogę dzisiaj być w pracy/spotkać się z klientem itd, bo syn nie chce dziś wstać z łóżka” I jeśli ktoś będzie nawijał makaron na uszy, że łagodnym tłumaczeniem doprowadził do konsensusu, to niech czym prędzej ze swą historyjką jedzie na konkurs łgarzy. Ma wygraną w kieszeni.
Wiadomo, że nikt i nigdy nie popiera krzywdzenia dzieci, ani fizycznie ani psychicznie. Z drugiej strony, nigdy nie masz sytuacji, kiedy uczciwie możesz sobie powiedzieć: „Nie mam sobie nic do zarzucenia”. Dlaczego? Bo jestem człowiekiem, nasze dzieci też są ludźmi i tak jak my mamy mają swoje charaktery, a jak wiadomo różne osobowości muszą się ze sobą ścierać. Jednak nie godzę się na „pouczanie” przez obce osoby, w sytuacji których nie wiedzą one” co jest grane” i nie znają co z czego to wyniknęło, dokonując w tej sytuacji fałszywej oceny jakiegoś fragmenciku, wyrwanego w dodatku z kontekstu.
Wiem, idealny świat, ale przestańmy się w końcu oszukiwać. Idealny świat ma na imię FICTION a nie REAL. Realny świat to szereg zdarzeń, na które w większości nie mamy wpływu. Może zatem, zamiast krytykować, straszyć i sekować, lepiej zapytać się jak można pomóc? Bo być może ta druga osoba właśnie sobie z czymś nie może poradzić, a besserwieser dokłada kolejną porcję stresu, marnotrawi czas i jakże potrzebną w tym wypadku energię.
Idealna mama to szczęśliwa mama szczęśliwego dziecka i akceptująca to cą ją spotyka i otacza (o ile nie jest to patologia). I chociaż każda mama powie o sobie, że nie jest idealna, że nie raz, nie dwa popełniła błąd, ale najważniejsze jest aby być tą idealną mama w oczach swojego dziecka. To jest nasz najlepszy recenzent i tylko jego ocena się liczy. „Mamusiu, jesteś idealna”. Czyż to nie brzmi cudownie?
A zatem, zmieniamy życiową strategię. Nie oceniajmy się, nie krytykujmy, ale pomagajmy sobie i bądźmy dla siebie życzliwi. Warto zacząć od uśmiechu, a nie od wyśmiewania. Prawda?