Moje subiektywne spojrzenie na 10 mitów macierzyństwa
Już będąc w ciąży wyobrażamy sobie jak to będzie kiedy pojawi się ten mały, słodki bobasek. Od koleżanek, mam i babć słyszymy wiele mitów o macierzyństwie, niektóre okazują się prawdą czasami słodką, a czasami gorzką, a inne są wyssanymi z palca bzdurami. Która z nas mam nie słyszała ” Jak tylko urodzisz, to pokochasz te słodkie, różowe ciałko”, albo „Karmić piersią to każda może, zaraz po porodzie leci rzeka mleka”. Wiele z tych mitów kreują nam również Social Media, gdzie macierzyństwo jest pokazane jako coś idealnego, domy są idealnie czyste, mamy pięknie ubrane z fryzurą prosto od fryzjera, a dzieci uśmiechnięte bawiące się w swoich uporządkowanych pokoikach lub śpiące. STOP! Urlop macierzyński to ŻADEN URLOP. To ciężka praca 7/7, a szef wymaga od ciebie dyspozycyjności 24 godziny na dobę. Dom nie zawsze wygląda jak ten na zdjęciach w Internecie i oczywiście odnosi się to również do samej. Dzisiaj odniosę się do 10 najpowszechniejszych mitów związanych z macierzyństwem i penie niektóre z nich obalę, ale nie wykluczam też, że niektóre mogą zostać potwierdzone. Ten wybór 10 mitów związanych z macierzyństwem jest absolutnie subiektywny – a jaki niby miałby być? I dotyczy tych, które najbardziej wżarły mi się w pamięć.
Ciąża jest magicznym czasem
Byłam dwa razy w ciąży (ma się jakieś doświadczenie, nie?) i powiem tak, magia ciąży wynika z faktu, że nigdy nie wiadomo, co nas czeka następnego dnia, a czasami nawet za godzinę. Jednego dnia można czuć się rewelacyjne, wręcz czujesz, jak buzują w tobie nadprzyrodzone moce, że tylko góry przenosić i dęby wyrywać, a nazajutrz – wyciśnięty mop ma w sobie więcej wigoru – marzysz tylko o jednym, nic nie robić. Każda z moich obu ciąż były kompletnie inna. Podczas pierwszej od samego początku do końca 5 miesiąca towarzyszyły mi nudności i wymioty ciążowe. Po prostu klasyka. Dopadały mnie o najróżniejszych porach dnia. Po pięciu miesiącach przestało mnie szarpać za wnętrzności, ale za to od 6 miesiąca zaczęłam puchnąć jak balon. Nogi, ręce, a nawet brzuch były tak opuchnięte, że poczułam pełne zrozumienie dla ogromnych wielorybów wyrzuconych przez morze na ląd. Opuchnięte nogi sprawiały mi ogromny ból, a przemieszczanie się stanowiło prawdziwe wyzwanie. Zwieńczeniem tej niełatwej 9 miesięcznej podróży po nowe życie był maraton – poród trwał 15 godzin. Za to przy drugiej ciąży – idealne samopoczucie od początku do końca. Możecie sobie wyobrazić? Zero nudności, żadnych obrzęków, a poród mega ekspresowy – dobrze, że nie w trakcie transportu do szpitala. Gdyby pierwsza ciąża była tak idealna, to bym stwierdziła, że to faktycznie magiczny czas. Na swoim profilu na Instagramie wrzuciłam zdjęcia dające porównanie jaka byłam, jak wyglądałam na tym samym etapie ciąży z Franiem i z Julkiem. Różnica była ffrapująca. Na zdjęciu z ciąży z Julkiem widać szczęśliwą kobietę w końcówce ciąży, zrelaksowaną. A na zdjęciu z Franiem, zmęczoną, dyszącą w oczekiwaniu „niech już w końcu będzie ten poród”.
A samopoczucie wewnętrzne? Dodatkowo każda z nas ten czas odczuwa inaczej i inaczej postrzega ten swój odmienny stan. Dla jednej mimo dolegliwości ciążowych stan może być magiczny, a dla innej mimo braku różnych dolegliwości charakterystycznych dla ciąży, stan ten może być postrzegany jako coś najgorszego pod słońcem. Dlatego nie zgadzam się, na wmawianie przyszłym mamom, że czas oczekiwania na dzidziusia jest czasem magicznym. Mówmy o wszystkim, o tym jak czasami faktycznie to wygląda, jak możemy się czuć, pokazujmy zarówno plusy jak i minusy. Niech przyszłe mamy wiedzą czego mogą się spodziewać. No chyba, że określając ten czas jako magiczny, nie zapominamy, że magia może być i dobra i zła.
Mama ma zawsze wszystko zaplanowane, nawet sam poród
Mama może sobie wszystko zaplanować, ale czy uda się ten plan zrealizować to nie tylko od mamy zależy. Okoliczności potrafią sprawić, że plany biorą w łeb. Każda mama zna bardzo dobrze sytuacje z życia codziennego, kiedy trzeba gdzieś wychodzić, mamy umówioną wizytę u lekarza na konkretną godzinę, spieszymy się do przedszkola, pracy i co wtedy? Nasz potomek ma zawsze duuużo czasu, zawsze wtedy chce mu się akurat kiedy już wszyscy stoimy ubrani i mamy naciskać klamkę do wyjścia, siku, kupę, pić, akurat wtedy przypomni sobie, że nie zabrał swoich ukochanych skarbów. Zawsze wtedy się pytam, dlaczego akurat wtedy? Czasami mam wrażenie, że ten mały człowiek ma w tym swój cel, zepsuć mój plan i wyprowadzić mnie z równowagi. Złośliwiec
A sam poród? Czy faktycznie jesteśmy wstanie wszystko zaplanować? Absolutnie NIE. Ja idąc rodzić drugi raz miałam plan idealny. Idę, rodzę i po 2 dniach jestem w domu. No nie ma innej opcji , przecież w domu czeka na mnie drugie dziecko, ja jestem już doświadczona mamą. I co? Niestety mój plan się z lekka wysypał, bo Julek po porodzie musiał dostać antybiotyk i w szpitalu spędziliśmy 5 dni. Gdyby nie sąsiadka z sali, którą poznałam (pozdrawiam Cię Marysiu ), chyba bym zwariowała. I czy w takiej sytuacji miałam coś do powiedzenia? No jasne, że nie. Co najwyżej do pogadania na otoczenie. Biedne otoczenie.
Karmienie piersią samo przychodzi
Tak można przeczytać we wszystkich poradnikach ciążowych. Jakie było moje rozczarowanie po pierwszym porodzie, kiedy rzeczywistość okazała się z goła inna. Pierwsze dni swojej laktacji przy Franiu wspominam jako ciągłą walkę. W szpitalu byliśmy również 5 dni, wspominam to jako koszmar. Całą ciąże nastawiałam się, że będzie tak jak to opisują zaraz po porodzie położą mi dziecko przy piersi, a ono zacznie ją ssać. I co? Dupa, to znaczy zwisły cyc. Okazało się, że moje dziecko jest leniuszkiem (później doczytałam, że są takie dzieci tzw „spóźnialskie”, które zaczynają jeść z piersi po 5-7 dniach), nie chce ssać piersi, ja nie mam ani grama pokarmu, a na dodatek moje brodawki są płaskie więc Franek nie ma jak złapać. Mój plan o legł w gruzach, tak sobie wtedy myślałam. Gdyby nie mój wspaniały mąż, który mnie mobilizował do walki o laktacje i wspierał mnie w tym, obawiam się, że nic by z tego nie wyszło. Do tego wszystkiego Franek zaczął mocno spadać z wagi, mieć żółtaczkę i musiałam zacząć go dokarmiać mlekiem modyfikowanym. Ale nie poddałam się, walczyłam, moje życie przez te 5 dni w szpitalu dzieliło się na powtarzalne cykle składające się z karmienia Frania nie rzadziej niż co 4 godziny (mleko modyfikowane plus podawanie po sądzie tego co mi się udało odciągnąć) i dokładne zapisywanie ile czego podałam, następnie usypiania małego, a następnie pobudzania laktacji i odciągania pokarmu w systemie 7–5–3. Po całej tej zabawie trzeba było wyparzyć laktator i sondę do karmienia Frania, tak, że na sen do następnego karmienia zostawało mi jakieś 45min, no godzina to maks. Chyba, że był to dzień i był z nami tatuś, to wtedy tata zajmował się usypianiem i wyparzaniem, a ja mogłam sobie pospać ok 2 godzin, no luksus proszę Państwa, prawie rozpusta. Ta ciężka praca się opłaciła, bo zaraz po powrocie do domu Franio pięknie załapał pierś , przez ok 2 tyg jadł przez kapturki, a potem już całkowicie bez. Sukcesem było też w 6 dobie całkowite przejście na mój pokarm (pierś plus dokarmianie moim odciągniętym). Nasza droga mleczna trwała prawie 2 lata i jestem z tego niesamowicie dumna. Z Julkiem było już zdecydowanie łatwiej. On bez problemu zaraz po porodzie pięknie przystawił się do piersi, ominął nas spadek wagi i żółtaczka, a pokarmu miałam bardzo dużo od samego początku. Może to zasługa tego, że czas jaki minął od zakończenia karmienia Frania, a urodzeniem Julka to jakieś 10 miesięcy? Nie wiem. To tylko pokazuje, że dzieci od jednej matki, piersi te same, a laktacja i początki drogi mlecznej zupełnie inne. W tej chwili Julek ma prawie 22 miesiące, a końca naszego karmienia nie widać. Jedno o czym mogę zapewnić, to często praca włożona w pobudzenie laktacji, plus pozytywne nastawienie i wsparcie bliskiej osoby daje sukces.
Śpij, kiedy dziecko śpi
Łatwo powiedzieć, a trudniej wykonać. O ile przy pierwszym dziecku jest to realne i wręcz zachęcam do realizowania to przy każdym kolejnym może być naprawdę ciężko. Z chwilą kiedy pojawił się Julek, Franek miał 2 lata i 7 miesięcy, jego drzemki były albo i nie, a jak były to raczej ok 13-14. Szczerze to na palcach jednej ręki jestem wstanie policzyć, kiedy chłopaki spali w tym samym czasie, ale wiecie co ja wtedy robiłam? Spałam razem z nimi. Jak Franio był mały to wiele jego drzemek przypadało na naszych długich spacerach, jednak szczególnie na początku niektóre drzemeczki niemowlaka wykorzystywałam na swoją regenerację i spałam razem z nim. Przy każdym kolejnym dziecku sama organizacja dnia jest inna, starszak szczególnie taki jeszcze nie chodzący do przedszkola ma jakiś tam rytm dnia, w trakcie jego spaceru najważniejszym punktem jest plac zabaw, nie da się zatem spacerować tak jak to ma miejsce przy pierwszym dziecku.
Niemowlak to tylko je, śpi i wymaga zmiany pieluszki
Czy ktoś zna takie dziecko? Bo ja osobiście przy dwóch swoich egzemplarzach, na taki nie trafiłam. Nietypowe jakieś? A niech tam, widać oryginalne po mamusi. A może miałam pecha? Moje dzieci do dnia dzisiejszego wymagają zainteresowania swoją osobą. Do dziś, a Franek ma 4 lata i 5 miesięcy zaś, Julek prawie 2 lata moje dzieci wymagają usypiania. Usypiania czyli leżenia z nimi w łóżku. Już jako niemowlaki zarówno jeden jak i drugi wymagali sporo noszenia, przytulania, spania z nami w łóżku (ich łóżeczko paliło ich ogniem piekielnym), a zabawa to tylko jak mama lub tata był\jest obok. Nie wiem skąd takie przeświadczenie, że nowonarodzone dziecko po zmianie pieluszki, nakarmieniu pod korek, zasypia już w trakcie jedzenia i śpi do kolejnego cyklu. Może są takie dzieci, ale ja ani zdecydowana większość moich znajomych mających dziecko na taki okaz nie trafiło. Przy Julku stałam się szczęśliwą posiadaczką początkowo chusty, a następnie nosidła, które kilka razy mnie uratowały z opresji dzikich wrzasków i zastanawiania się jak sobie poradzić mając tylko dwie ręce. U jednej z mam na Instagramie przeczytałam, kiedyś fajne podsumowanie, że z każdym kolejnym dzieckiem mamie powinna wyrastać dodatkowa ręka. I wiecie co? Podpisuje się pod tym obiema rękami (niestety, wciąż są tylko dwie).
Mama zawsze wie, co jej dziecko potrzebuje
Czyli zakładamy, że mama jest jasnowidzem, czy wróżką i w ogóle zdradza talenta prorocze? Często zastanawiam się, kto wymyśla takie mądrości. Podobno płacz niemowlaka jest inny jak chce jeść, inny jak chce spać, a jeszcze inny jak chce być przytulony czy ma brudną pieluszkę. Ja jestem w stanie rozpoznać płacz swojego dziecka nawet jak nie ma mnie obok niego, ale szczerze nigdy nie odkryłam w sobie mocy rozpoznawania co konkretny płacz oznacza, a jednak w każdej sytuacji jestem wstanie swoje dziecko uspokoić. Czy jestem złą mamą? Nie. Potrafię działać intuicyjnie, może trochę na zasadzie prób i błędów, poprzez eliminowanie kolejnych powodów płaczu, ale chyba w tym wszystkim chodzi o uspokojone i zadowolone dziecko. Czy może się mylę?
Nie śpij z dzieckiem, bo już tak będzie zawsze
Chyba się z tym nie zgadzam. Dziecko przychodząc do łóżka rodzica szuka bezpieczeństwa, jeżeli całą noc nie jest wstanie samo przespać w swoim łóżku tzn, że potrzebuje być przy rodzicach. To tak samo jak z tematem odpieluchowania, długiego karmienia piersią. Przecież nikt całe życie nie chodzi w pieluszkach, tak samo nikt całe życie nie śpi z rodzicami. Ja zamierzam korzystać najdłużej jak moje dzieci będą tego potrzebowały, bo za kilka lat syn mi powie „Mamo nie całuj mnie i nie przytulaj, bo to obciach, koledzy patrzą”. A jeżeli sam z siebie przychodzi do nas spać, to oznacza tylko jedno, widocznie tego potrzebuje, widocznie tu czuje się najbezpieczniej i ma możliwość pełnego wypoczynku. Franio od prawie 2 lat zasypia u siebie, ale w nocy przychodzi do nas do sypialni, niczym jakiś Jasio Wędrowniczek. W tym czasie było może kilka nocy, całkowicie przespanych w swoim pokoju, do policzenia chyba na palcach jednej ręki. Jak ktoś nie chce spać z dzieckiem, to niech nie śpi. Ja nikogo nie krytykuję i niech zatem i inni nie mówią mi jak wychowywać swoje dziecko.
Własnego dziecka nigdy nie będzie miało się dosyć
Temat z lekko kontrowersyjny? Pewnie tutaj wszystko zależy od charakteru, zarówno rodziców jak i dziecka. zawsze się śmieję z również mitu, buntu dziecka. Najpierw buntu dwulatka, potem trzylatka itd. Pytanie czy ten bunt się kiedyś kończy i dlaczego zaczyna się akurat ok 2 roku życia? To nie jest bunt, to jest kształtowanie się charakteru małego człowieka i ścierania się jego osobowości z osobowością rodzica. Dziecko poprzez krzyk wyraża swoje zdanie, emocje, z którymi nie raz nie umie sobie poradzić. Jedno na co się nie godzę, to na pokazywanie swoich emocji w miejscach publicznych przy obcych osobach. Kiedy moje dziecko zaczyna odstawiać swój teatr w takim miejscu, po prostu zabieram go i odchodzimy w miejsce, gdzie nie będzie miało widowni. Bo każdy kolejny widz, to coraz mocniej nakręcająca się spirala. Czy ja mam czasami dość mojego dziecka? Oczywiście. Są takie dni kiedy jedyne o czym marzę, to zamknąć się w sam na sam ze sobą i przeczekać. Niestety, zrobić tak nie mogę i jakoś musimy znajdować kompromis.
Mama nigdy nie krzyczy na swoje dzieci
W idealnym świecie Interentu tak właśnie wygląda rzeczywistość. A jak tam w realnym świecie? Tym stwierdzeniem powinien zająć, każdy sam. Czy w każdej sytuacji jest się wstanie zapanować nad swoim głosem i nie krzyknąć na dziecko. Czy faktycznie, ton głosu (wyższy, mocniejszy niż zazwyczaj) od razu jest krzykiem? Czy faktycznie każdy, kto mówi, że nigdy nie krzyczał i nie będzie krzyczał na swoje dziecko ma czyste sumienie?
Rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania
Tak, jednak dziadkowie i wszystkie postronne osoby powinny szanować zasady panujące w domu i stawiane przez rodziców. Najgorsza sytuacja, kiedy rodzic mówi nie, a dziadkowie tak i wszystko to dzieje się w towarzystwie dziecka. Dziecko zawsze wybierze osobę, która mówi na jego korzyść. Nie mam nic do rozpieszczania wnuków przez dziadków, ale drodzy dziadkowie szanujcie zasady ustalone przez rodziców.
A jakie jest Twoje zdanie w temacie mitów macierzyństwa? Masz jakieś swoje ulubione, inne niż te, które mi zapadły w pamięci?
Wszystkie zdjęcia z dzisiejszego wpisu zostały wykonane przez Karolinę Ślusarczyk FOTOGRAFIA