Chore dziecko w przedszkolu, czyli temat, co dwie strony medalu ma

Teraz, kiedy zrobiło się zimno, do drzwi niejednego domu zastukała choroba. Pewnie też dlatego ostatnio obserwuje się coraz więcej wpisów o domowych sposobach na przeziębienie, o zwiększeniu odporności, a również o zjawisku zwanym „chore dziecko w przedszkolu”.  Ten temat zawsze jest na tapecie, kiedy wraz z jesiennymi pluchami i szarugami rozpoczyna się sezon chorobowy.

Do dzisiejszego wpisu zainspirowała mnie karteczka jaka pojawiła się na drzwiach przedszkola Frania. A czego dotyczyła? Swego rodzaju instrukcja, kiedy nie przyprowadzać chorego dziecka do przedszkola. Temat znany nie jednemu rodzicowi przedszkolaka, wywołujący burzliwe dyskusje na wszelakiego rodzaju forach Internetowych. Temat nie taki prosty i jasny jakby się mogło wydawać. Okazuje się bowiem, że ta sprawa ma jak medal dwie strony.

Katar, kaszel, wymioty i co dalej?

Wiadomo, że dobro dziecka i jego zdrowie jest najważniejsze, a pierwsze lata przygody przedszkolnej czy żłobkowej to częste chorowanie. Optymiści mówią – kształtowanie odporności. Czasami samopoczucie dziecka jest takie jak zwykle, a ma ono delikatny katarek. I co w takie sytuacji? Jeżeli istnieje jakaś opieka – jedno z rodziców nie pracuje, mama jest w domu z drugim dzieckiem, można liczyć na babcię przybywającą z odsieczą, to sprawa jest prosta. Dziecko zostaje na 1-3 dni  w domu. Ale co w sytuacji, kiedy oboje rodzice pracują i  nikt nie jest w stanie pełnić roli siostry miłosierdzia? Ustawodawca pozwala w ciągu roku do skorzystania z 2 dni opieki nad dzieckiem do lat 14 (to możemy wykorzystać bez podania przyczyny i płatne są 100%) i 60 dni w roku tzw. L4 wystawionego przez lekarza (płatnego 80%). No i tu zaczynają się schody, bo co to jest 62 dni w ciągu roku? Franek, jak rok temu zaczął przedszkole, to jeżeli chciałabym go zostawić w domu z lekkim katarkiem, to od września do listopada wykorzystałabym chyba całą pulę. Ktoś powie: „no przecież jest jeszcze urlop wypoczynkowy”. Ano właśnie. Jednak i on kiedyś też się kończy, a poza tym pokażcie mi dział HR, który z pełnym zrozumieniem będzie tolerował takiego widmowego pracownika. Niby wszystko jest lege artis, ale firma nie ma z takiego rodzica korzyści, chociaż on sam powoli nabywa wiedzy OMC* lekarza. Poza tym, są pracodawcy którzy skrzętnie przestrzegają Kodeksu Pracy i stosują się do  tego co tam jest zapisane. A zapisane jest tak: Art 163 par. 1 k.p. Urlopy powinny być udzielane zgodnie z planem urlopów. Plan urlopów ustala pracodawca, biorąc pod uwagę wnioski pracowników i konieczność zapewnienia normalnego toku pracy. Planem urlopów nie obejmuje się części urlopu udzielanego pracownikowi zgodnie z art. 1672 urlop wypoczynkowy na żądanie. Wiadomo, że choroby dziecka raczej z wyprzedzeniem nie zaplanujemy. No chyba, że mamy moce i zaplanujemy sobie urlop, a dziecku powiemy teraz masz chorować, za tydzień absolutny zakaz.

Franio jak rok temu rozpoczął przygodę z przedszkolem, to jak po 3 dniach zaczął się katar tak do końca października mam wrażenie, że trwał ciągle. W międzyczasie przyplątało się zapalenie ucha, takie już na poważnie, z gorączką i wysiękiem i… niestety do leczenia antybiotykiem (to był jego pierwszy antybiotyk). Panie w przedszkolu mówiły, że jeżeli katar nie utrudnia mu normalnego funkcjonowania i nic poza tym nie dolega to mam go przyprowadzać. Jakbym miała się stosować do zasady, że byle katarek, to dziecko ma zastać w domu to może przez te 2 miesiące Franek byłby z tydzień w przedszkolu.

Zgadzam się, że przegięciem jest przyprowadzanie gluto-ludków (dzieci z zielonym glutem wylatującym z nosa), z wymiotujących, kaszlących jak w ostatnim stadium gruźlicy,  czy z gorączką. Również dziecko zgłaszające, że źle się czuje, powinniśmy zostawić w domu. Nie przyprowadzajmy też dzieci na lekach przeciwgorączkowych czy antybiotykach. Pamiętajmy, że do przedszkola chodzą również dzieci dla których nawet lekki katar może już być problemem.  Tylko czy rzeczywiście  wyeliminowanie z przedszkola wszystkich chorych dzieci, nawet tych z lekkim katarem, poskutkuje uniknięciem zapadania tych teoretycznie zdrowych na jakieś zarazy?? Śmiem twierdzić, że absolutnie nie. Każdy organizm ma swoje „zaprzyjaźnione” bakterie, na które ma już jakąś tam odporność. Dzieci do 5 roku życia uczą się budowania odporności, a odporność budują poprzez kontakt z patogenami. Wszędzie gdzie mamy skupiska ludzi, mamy ryzyko zakażenia.  Najlepszym środkiem na nabycie odporności jest zdrowe odżywianie, ruch, codzienne spacery, wypoczynek i właśnie kontakt z zarazkami.

W przypadku Frania w trakcie pierwszego roku przedszkolnego wiosna była zdecydowanie lepsza od jesieni. Poza dwoma incydentami anginy, i dwoma delikatnymi katarkami nic więcej nie było. Wręcz pamiętam, że praktycznie od lutego do czerwca może raptem opuścił z 3-4 tygodnie. Nie wiem czy to kwestia budowania odporności, czy efekt wspomagania się również szczepionką uodporniającą. Nieważne, bo co by to nie było,  zrobiło swoje. Było widać zdecydowaną poprawę w stosunku do okresu wrzesień–grudzień. W grudniu Franio spędził w przedszkolu góra z 6 dni i to nie pod rząd.

Julek w zeszłym roku złapał z dwa razy delikatny katar od Frania i raz poważniejszą infekcję z brzydkim kaszlem. No i bostonkę, którą Franio też przyniósł z przedszkola. A ponieważ bracia się bardzo kochają –podzielił się z młodszym tym, co przyniósł.

Podsumowując…

W tym temacie raczej nie istnieje idealne rozwiązanie. Nie ma nawet uniwersalnej recepty, która zadowoliło by wszystkich. Za dużo zmiennych.  Należy pamiętać, że w całej tej sprawie najważniejsze jest dziecko. Jego dobro i samopoczucie i skutki podjętej decyzji.  Nie zapominajmy o tym ,że czasami ten rodzic wysyłający dziecko z katarem nie ma innego wyjścia, a czasy w jakich żyjemy, lęk przed utratą pracy z powodu L4 jest tak silny, że wybiera się mniejsze zło.

 

 

Źródło:

https://www.lexlege.pl/kp/art-163/

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email