Nasz sposób, aby weekend nie był nudny
W tym roku październik rozpieszcza nas tak piękną pogodą, że może się zdawać, że lato nadal trwa. Słońce codziennie zaprasza do spędzenia jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Kolory jesieni wabią bogactwem barw, wiadomo – taka już jest piękna polska złota jesień, o ile zdecyduje się przyjść i trwać. W tym roku jest szczególnie szczodra. Dodatkowo zakaz handlu w niedziele również sprzyja szukaniu atrakcji na świeżym powietrzu.
Ostatnią tak piękną jesień znajduję we wspomnieniach sprzed czterech lat, kiedy o w maju urodził się Franio. Dobrze pamiętam nasze codzienne, jesienne, długie spacery, kiedy to noszenie grubych rzeczy i okrywanie bobasa kilkoma kocykami można było odesłać do lamusa. W tym roku mamy powtórkę. Hurraa! Słońce zamiast kryć się za walką chmur, radośnie uśmiecha się całą gębą z błękitnego nieba, pięknie podbarwiając różnokolorowe liście na drzewach i podkreślając ich tonację. Cóż za rewelacyjne tło dla uwieczniania chwil spędzonych z chłopakami na dworze. Nic nie jest jak wiadomo idealne. Stąd zatem godzi się mieć na względzie to, że ranki są dość zimne, a popołudniowy chłód atakuje zdecydowanie wcześniej. To jedyny minus jaki zauważam, chociaż na szczęście nie jest to jeszcze minus na skali termometru. Ten minus jest widoczny szczególnie w tygodniu, kiedy rano Franio idzie do przedszkola. Ale radzimy sobie z tym zakładając ubieranie na „cebulkę” i edukując dziecko pod kątem tego, z czego ewentualnie może zrezygnować przy południowych spacerach. W weekendy ten problem w zasadzie nie istnieje. Wychodzimy na spacer około południa, a że jesteśmy wszyscy razem to bez problemu mam kontrolę nad ubraniem swoich dzieci.
Nasze propozycje weekendowe…
Już w zeszłym roku chcieliśmy wybrać się na Farmę Dyń, ale jakoś pogoda w weekendy nie sprzyjała. Julek był jeszcze malutki i całkowicie zależny od wózka, więc pomysł jakoś się rozpłynął. Jednak w tym roku pogoda w weekendy tak samo jak w ciągu tygodnia wręcz zachęcają aby się wybrać a wyprawę na świeże powietrze. Wybraliśmy się zatem Dynioland w Wieliszewie. Mimo weekendu i pięknej pogody nie było aż takich tłumów (może dlatego, że wycieczka miała miejsce pod koniec września). Wybór był strzałem w dziesiątkę. Chłopaki byli zachwyceni, przestrzeń do biegania, zwierzęta, które można było karmić, a dla Frania serce podbił labirynt ze słomy, którego nasz syn nie miał zamiaru opuścić zbyt szybko. Mnie urzekła sama koncepcja takiego miejsca, takiej kolekcji przeróżnych dyń nie widziałam w jednym miejscu nigdy. Te kształty, barwy, rozmiary. Możliwe też było obserwowanie z bliska królików, kóz i kur, a także ich karmienia, to jest świetny pomysł dla rodzin z dziećmi. Również okazja do skosztowania zupy dyniowej, zupełnie innej niż ta którą ja robię w domu i ciasta dyniowego, również innego od tego który gości na naszych talerzach była idealnym dopełnieniem tego wypadu. Miejsce to polecam każdemu. Dzieciaki ten czas wykorzystały w 200%, co można było poznać po tym, że zaraz po wejściu do samochodu zasnęli obaj jak susły.
W ten weekend odwiedziliśmy Łazienki Królewskie. Cel był jeden, rodzinny spacer, wspólny czas i poszukiwanie śladów jesieni. Przemilczę fakt, że chyba ów kierunek niedzielnego spaceru obrała połowa Warszawy. Łazienki Królewskie dla mnie osobiście mają swój klimat o każdej porze roku. Uwielbiam je na wiosnę, w lecie, czy właśnie jesienią. Dla chłopaków dodatkową atrakcją był obiad w plenerze, taki zabrany ze sobą i zjedzony na ławce, rękoma bez użycia sztućców. Frania fascynowały wiewiórki, które chętnie podchodziły w poszukiwaniu orzeszków. Jedno co nam się nie udało to spotkać pawie. Kolory były urzekające, drzewa mieniły się wszystkimi barwami, a słońce przez nie się przedzierające stwarzało klimat przebywania w jakiejś tajemniczej krainie. Franio z Julkiem świetnie się bawili. Biegali, rzucali się liśćmi, a również wyjątkowo chętnie pozowali rodzicom do zdjęć. Chcieliśmy zjeść w ramach deseru jakiegoś gofra albo rurkę z bitą śmietaną, ale kolejki były długie jak anakondy gryzące się nawzajem w ogony, więc zrezygnowaliśmy. Myślę, że nawet słabość chłopaków do słodkości nie byłaby ich wstanie przekonać do czekania w nich.
Zapewne każdy, gdzieś w okolicy swojego miejsca zamieszkania ma jakiś park. My w naszym byliśmy w ciągu tygodnia, popołudniu po, przedszkolu. Jego centralnym punktem jest plac zabaw. Moje dzieci jak pewnie każde inne, muszą zaliczyć każdy plac zabaw napotkany na swojej drodze.
Park, parkiem, ale również najbliższa okolica może być fajnym sposobem spędzenia czasu na świeżym powietrzu i obserwowania jak zmienia się przyroda na przestrzeni pór roku. To właśnie w najbliższej okolicy jesteśmy wstanie pokazać dziecku jak różnie wyglądają drzewa w lecie i na jesieni. W okolicy mamy dużo drzew kasztanowców i dębów, więc spacer to również rewelacyjny pomysł na zbieranie skarbów jesieni, kasztanów, żołędzi czy jarzębiny. A skarby jesieni to kolejny doskonały pomysł na wspólnie spędzony czas w domu. Kiedy nie ma pogody, czy podczas długich jesiennych wieczorów, bo niestety teraz już dość wcześnie robi się zimno popołudniu, czyż jest coś lepszego niż wspólne wytwarzanie żołędziowych i kasztanowych ludków i cudaków?
A jak Wy wykorzystujecie ten piękny czas, dar tegorocznej jesieni?