Moje spojrzenie na bycie mamą dwóch synów z perspektywy 20 miesięcy

Przez całą drugą ciąże zastanawiałam się jak odnajdę się w nowej roli, roli mamy dwóch synów (tak, od 12 tygodnia wiedzieliśmy że będziemy mieć drugiego syna). Czy ja będę umiała kochać Julka tak samo mocno jak Frania, jak podzielić czas pomiędzy dwójkę dzieci i jak w tym wszystkim znaleźć czas dla siebie i dla męża?

Z natury jestem osobą, która lubi mieć wszystko zaplanowane i wszystko pod kontrolą. Już przy jednym dziecku nie zawsze było to do końca możliwe, a przy dwójce często to abstrakcja. Ale zacznijmy może od początku. Jako, że ciąża była planowana, to nie była dla nas zaskoczeniem. Moimi największymi obawami było, czy będę się dobrze czuła i żeby wszystko było ok. Czułam się rewelacyjnie do samego końca, Julkowi było w brzuchu tak dobrze, że dopiero 6 dni po terminie postanowił nas zaszczycić swoją obecnością. Druga ciąża przebiega już zupełnie inaczej i odczuwa się ją inaczej. O ile w pierwszej liczy się każdy tydzień, czyta się, jak dzidziuś rośnie, planuje się wyprawkę, chodzi do szkoły rodzenia, to druga przelatuje nie wiadomo kiedy, planowanie wyprawki zostawiasz praktycznie na sam koniec. Ja czas drugiej ciąży postanowiłam całkowicie poświęcić Franiowi, przygotować go na pojawienie się rodzeństwa, ale również cieszenie się czasem tylko dla nas, dla mamy i Frania. Po pojawieniu się rodzeństwa, takich chwil sam na sam  z jednym z dzieci jest jak na lekarstwo. Ciężko jest w codzienności powszedniego dnia wygospodarować czas sam na sam dla każdego dziecka osobno z mamą czy z tatą, a czas z obojgiem rodziców to marzenie ściętej głowy. Lepiej o tym zapomnieć.

Jak przygotowywaliśmy Frania…

Franio w chwili, kiedy dowiedział się że będzie miał rodzeństwo był chwile przed 2 urodzinami. Tłumaczyliśmy mu początkowo, że nie może teraz skakać po mamie i żeby uważał na brzuszek, bo tam rośnie dzidziuś. W rozmowach bardzo pomogły nam książeczki, w które zaopatrywaliśmy się systematycznie. Franio w tamtym okresie miał fascynację serią książeczek o Kici Koci. Podobnie jak przygody Kici Koci przygotować Frania do pójścia do przedszkola, tu pomocną okazała się książeczka Anity Głowińskiej „Kicia Kocia ma braciszka Nunusia”. Książeczka w rewelacyjny sposób pokazuje z jakimi problemami może spotkać się starsze rodzeństwo w chwili pojawienia się w domu małego bobasa. Pokazuje również, że mama nie przestanie kochać starszaka, chociaż przynajmniej na początku może to robić wrażenie, że ciut mniej, bo przecież będzie musiała więcej czasu poświęcić maluszkowi.

 

Również książeczka z serii Obrazki dla maluszka pt ” Czekamy na dzidziusia” wykonała swoje zadanie na szóstkę z plusem. Od momentu zajścia w ciąże (bez wdawania się w szczegóły), przez cały przebieg, (tu ciut więcej szczegółów, takich jak to, że mama musi chodzić na badania, może się źle czuć, aż do porodu – jak dla mnie rysunki nie musiały być aż tak szczegółowe). Nam super sprawdziła się ta książeczka, w kwestii jak wytłumaczyć i pomóc  Franiowi zaakceptować to, że kiedy mama pojedzie do szpitala, to on w tym czasie zostanie z dziadkami. My akurat nie czytaliśmy tekstu dokładnie napisanego pod ilustracjami, tylko opowiadaliśmy.

Jeszcze inną książeczkę autorstwa Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak pt. „Basia i nowy braciszek”, zakupiliśmy dość późno. Wg mnie sprawdzi się w przypadku dzieci trzy – czteroletnich. Jest napisana w bardzo fajny sposób, co zresztą można powiedzieć o całej serii. Opisuje również, problemy na które natrafi starsze rodzeństwo w chwili pojawienia się w domu bobasa.

Przejęcie części obowiązków przez tatę…

Bardzo istotne jest, że jeżeli tata nie uczestniczył wcześniej w pewnych rytuałach tak istotnych dla dziecka, aby jak najszybciej został w nie wdrożony. Żeby stopniowo przejmował czy współuczestniczył w pewnych czynnościach, które dotychczas stanowiły domenę mamy. U nas akurat nie było to potrzebne, bo od samego początku zarówno tata był w pełni zaangażowany w kąpanie, usypianie, przewijanie, ale również przy posiłkach. Najczęściej właśnie o tę kąpiel i usypianie się rozchodzi. Jeżeli dziecko jest przyzwyczajone do usypiania tylko przez mamę, to z chwilą pojawienia się nowego, jakże wymagającego członek rodziny, mama, potrzebna jednak bardziej maluszkowi, z uwagi choćby na fakt karmienia piersią, nie może już być do dyspozycji starszaka na każde żądanie, a to może zostać odebrane jako odrzucenie – mama już mnie nie usypia, dlaczego? Może już mnie nie kocha? Pamiętajmy, że na wdrożenie do zmian mamy całe 9 miesięcy, to jest naprawdę kawał czasu, w trakcie którego możemy w praktycznie bezstresowy sposób zmienić pewne przyzwyczajenia, metodą małych kroczków.  Próba zrobienia tego z marszu musi skończyć się porażką.

Tata zaangażowany w życie rodzinne to prawdziwy skarb. Tak jak przy jednym dziecku organizacja domu, zakupy, wyjścia są raczej proste do ogarnięcia w pojedynkę. Tak przy dwójce, czasami jest to operacja logistyczna na najwyższym poziomie. Nie mówię, że nie do wykonania, ale trzeba się wtedy spinać na maksa. Zaangażowany tata/partner jest również istotny w kwestii wsparcia dla młodej mamy w tej nowej roli. Wiadomo, że początki macierzyństwa nie są łatwe, sam czas połogu jest dla niej obciążający zarówno fizycznie jak i psychicznie. O ile przy pierwszym dziecku po powrocie do domu z maleństwem, było trochę czasu na złapanie oddechu i odpoczynek, to przy dwójce praktycznie można o tym zapomnieć. Pamiętam, że w ciągu pierwszych 3 miesięcy Franek z Julkiem mieli drzemkę w tym samym czasie może 2 czy 3 razy. I wiecie co? W tym czasie jedyne, co mogłam zrobić, to tylko pójść w ich ślady i też pospać. Żadnego szorowania garów, podłogi, składania prania, czy innych użytecznych prac domowych.

Trudne początki…

Problemów z obsługą niemowlaka wiadomo, że nie miałam. To się pamięta, zwłaszcza, że przerwa nie była zbyt długa. Ale pierwsze oznaki zazdrości Frania o braciszka pojawiły się już w momencie kiedy jeszcze byłam w szpitalu. Kiedy Franio widział mnie na FaceTime z Julkiem, odwracał obrażony głowę i mówił „Mama z dzieckiem”. Mimo, że Franio wiedział, że kiedy ja pojadę do szpitala będzie pod opieką dziadków u nas w domu, to jednak na sam moment wieczornego usypiania musiał być tata. Mnie również nie było łatwo w trakcie pobytu w szpitalu, miałam przy sobie mojego synka, ale w domu został mój starszy synek, którego również chciałabym przytulić. Przełamanie lodów między rodzeństwem nastąpiło, kiedy w chwili przekroczenia progu domu przez Julka, Franio został obdarowany pierwszym prezentem od młodszego braciszka, była to maskotka Świnka Peppa.

Po powrocie do domu też nie było łatwo tak od samego początku zorganizować się.  Potrzeba było kilku dni, szczególnie na wieczorne zorganizowanie kąpieli, karmienia i usypiania. Ale schody zaczęły się, też gdy w domu zostałam sama z dwójką. Na czas kiedy karmiłam Julka, sadzałam Frania koło siebie i albo mu czytałam książeczki, albo starałam się go zainteresować puzzlami lub jakimiś kolorowankami, a czasami były to bajki na tablecie. Jak to bywa nie zawsze tak się udawało, Franio należy do dzieci, których wszędzie pełno i czasami ciężko było go spacyfikować, akurat w chwili kiedy młodszy potrzebował względnej ciszy i spokoju.

Nie lada wyzwaniem okazało się również wyjście na spacer. A że Julek urodził się w styczniu, to jak to w zimie, tych ubrań do założenia troszeczkę się nazbierało. Najczęściej kiedy już wreszcie wyszliśmy z domu, ja byłam calusieńka mokra.

A co z uczuciami…

Jak wcześniej pisałam jedną z moich obaw było, czy tak samo mocno będę kochała drugie dziecko i co z uczuciami do pierwszego. Teraz już wiem, że ta miłość do dzieci się nie dzieli, ona się mnoży, pączkuje. Obu moich synów kocham tak samo mocno i dzisiaj już nie pamiętam jak to jest kochać tylko jedno dziecko. Ale z czasem jak dzieci rosną, pojawiają się między nimi konflikty, a tym sędzią są mama czy tata. Tutaj zaczyna się umiejętność tak rozegrania sytuacji, aby żadne dziecko nie czuło się gorsze. Teraz kiedy Julek ma 20 miesięcy, kiedy ta więź pomiędzy rodzeństwem staje się coraz silniejsza, jest czasami ciężko rozwiązać konflikt bez faworyzowania. I właśnie w takiej dynamicznej sytuacji kiedy natychmiast trzeba zadziałać, aby zażegnać, czy rozwiązać konflikt, czuję dobitnie, jak trudno jest okiełznać targające mną uczucia.

Przy drugim dziecku inaczej podchodzi się do wielu kwestii, chociaż by upadków, wypadków. Zdecydowanie mniejsza panika, chociaż u nas chyba Julek miał w swoim krótkim życiu tych zdarzeń znacznie więcej niż jego starszy braciszek do tej pory. Nie muszę chyba wyjaśniać,, że sprawcą pewnych małych „wypadków” Julka był … tak, Franio.

Uczucia rodziców to jedno, ale mamy też jeszcze uczucia dzieci. Po pierwszej euforii i fascynacji nową istotką w domu, przychodzą chwile buntu i pokazywania zazdrości przez starszaka. Często już samo stwierdzenie „Poczekaj chwileczkę, muszę nakarmić Twojego brata” sprawia, że starszy czuje się gorszy, odrzucony, niekochany. Rolą rodziców jest zmienić jego recepcję tej sytuacji. Teraz kiedy Franio ma już ponad 4 lata, w takich sytuacjach, gdy odpowiedziałam „Poczekaj chwilkę”, usłyszałam „Nie kocham Cię”, „Ty wolisz Julka”. Ale co się okazuje? Młodszy, 20 miesięczny Julek również okazuje zazdrość w stosunku do starszego brata. Kiedy Franio przychodzi się do mnie aby się przytulić, Julek odczuwa natychmiastowy przypływ uczuć do mamusi, który każe mu podbiec do mnie, spróbować Frania odepchnąć, wpakować mi się na kolana. Chłopaki są bardzo za sobą – Franio, jak tylko wstanie leci ucałować Julka, dla Julka z kolei starszy brat jest absolutnym, niepodważalnym autorytetem – ale coraz częściej widzę też, że zaczynają rywalizować o czas z rodzicami.

I tutaj stajemy w obliczu potrzeby sklonowania siebie, tak, aby zaspokoić obu małych dyktatorów pod względem ich potrzeb do spędzania z nimi czasu, interakcji dzieci-rodzice.

Czas…

Jak to często z czasem bywa, nie jest z gumy, ciężko każdym dniem wygospodarować oddzielną porcję dla każdego z juniorów. A wiadomo, że każde z dzieci tego czasu potrzebuje, do tego apetyt rośnie w miarę jedzenia. I cóż z tym zrobić? Jak my sobie z tym radzimy? Cóż, będę szczera – czasami mam wrażenie, że nie do końca, przynajmniej nie tak, jakbym sobie tego życzyła. Brak czasu, codzienna bieganina, problemy dodatkowe, nieprzewidziane sytuacje i nieoczekiwane zbiegi okoliczności – to wszystko powoduje, że nie udaje się poświęcić każdemu z naszych maluchów tyle czasu, ile oni wymagają, a my byśmy chcieli,. Owszem staramy się spędzać czas wszyscy razem, ale w takiej sytuacji, żaden z nich nie ma poczucia posiadania rodziców tylko dla siebie. To jest chyba jedyny minus posiadania rodzeństwa, choć z drugiej strony, uczą się poprzez tę sytuację, że trzeba się dzielić, że jest to coś normalnego, codziennego w życiu. Mimo to codziennie obiecuję sobie, że taki czas – OK, masz oboje rodziców do swojej wyłącznej dyspozycji spróbujemy znaleźć, ale … tak jakoś zawsze wychodzi wtedy, że ten czas okazuje się być sytuacją typu jeden na jeden … z jednym tylko z rodzicem.
Teraz kiedy jesienne, a niebawem-zimowe popołudnia będą się stawały coraz dłuższe mam nadzieję, że o takie spędzanie czasu, bardziej indywidualnie skierowane na konkretne dziecko będzie zdecydowanie łatwiej. Dla moich chłopaków okres ciepłych dni, to popołudnia na placu zabaw, a tam ten czas Franek głownie spędza z kolegami/koleżankami, a Julek od tego roku ma fascynacje wszelakich jeździków. Nie narzekam – ruch na świeżym powietrzu jest bardzo potrzebny, ale … Mój plan na czas jesieni zakłada większe skupienie się na wspólnym spędzaniu czasu, ale takim wykorzystanym na maksa. Czytanie książeczek, malowanie, układanie, poszukiwanie nowych zajęć które uchronią od nudy, ale też pokazanie dziecku, że to czas specjalnie dla niego. Że nie tylko w podczas usypiania jestem do jego wyłącznej dyspozycji , ale też w trakcie wspólnej zabawy. Póki co chłopaki nie mają wspólnego pokoju, Julek śpi z nami, a Franek … zasypia u siebie, ale w nocy budzi się w nim nomada i rozpoczyna swoją wędrówkę ludów kończącą się nieodmiennie w naszym łóżku.

A gdzie w tym wszystkim czas dla nas, rodziców? Cóż, z tym jest zdecydowanie najtrudniej, a tak naprawdę jest to bardzo ważne. Problem braku czas i często szans pobycia tylko we dwoje pojawia się już przy pierwszym dziecka, a przy dwójce … Eech, szkoda gadać. Jednak nie należy o tym zapominać, że oprócz bycia rodzicami nadal mamy siebie, jesteśmy dla siebie partnerami. Warto starać się wygospodarować chociaż trochę czasu w tygodniu.

Podsumowanie..

Jak wspomniałam, lubię mieć wszystko uporządkowane i zaplanowane. Czy coś takiego przy dwójce dzieci jest w ogóle możliwe? O ile planowanie idzie raz lepiej, raz gorzej, to z porządkiem w domu mamy się delikatnie mówiąc coraz bardziej na bakier. Moja jedyna czynność, której oddaję się systematycznie to pranie, bo wiem że jak tutaj za bardzo sobie poluzuję, to nie będę w stanie później tego nadrobić. Prasować nie lubię i tego unikam jak mogę – prasuję tylko to co muszę i to tuż przed wyjściem. Z szafy rozbrzmiewa donośne „zrób coś z tym”, ale jakże często doznaję ataku głuchoty zamiast zareagować, wolę powygłupiać się z dzieciakami. Trening czyni mistrza – po 20 miesiącach wyjście z domu z dwójką dzieci zajmuje mi nie dłużej niż 15min, od momentu podjęcia decyzji. Zapewne w pewnej mierze wynika to też z tego, że Franio jest straszy i w zasadzie potrafi ubrać się sam, ale właściwie, dlaczego nie mam sobie poprawić samooceny – patrzcie, jaka jestem świetnie zorganizowana. Franio zresztą czasami próbuje upodobnić się do młodszego brata i wtedy jego samodzielność staje się bytem wirtualnym.

Jedno jest pewne –  mając w domu dwóch takich urwisów nie można się nudzić. Śmiało mogę zapewnić, że takich trzech, jak ich dwóch, to nie ma ani jednego. W domu codziennie rozbrzmiewa ich radosny, beztroski i donośny śmiech, ale też małe kłótnie o zabawkę, czy o to kto będzie pierwszy przytulał się do mamy wybuchają jak jeden z żywiołów trapiących ludzkość od zarania dziejów. Nie ma dnia, bez stanu przedzawałowego wywoływanego przez atrakcje dostarczane przez dwa takie urwisy. Mam wrażenie, a w zasadzie przekonanie graniczące z pewnością że od 4 lat nie przespałam w całości ani jednej nocy, jednak nie narzekam na małego człowieka rozpychającego się w naszym małżeńskim łóżku, zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej otrzymuje on w tym dziele wsparcie starszego braciszka, a dwóch takich małych słodziaków sprawia, że w mroku nocy zawisa kwestia – kto z rodziców wyląduje na podłodze?.

I chociaż czasami marzę o choćby jednym dniu w ciszy i spokoju, żebym mogła skupić się tylko na swoich potrzebach, to podświadomie czuję, że już po 2-3 godzinach zatęskniłabym za moimi dwoma wulkanami energii.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email