Zdjęcie z reklamą w tle, a może to jednak nie reklama?
Wrzesień, nowy rok szkolny, dzieci idą do szkół, przedszkoli, żłobków, a zatem, sezon na gluta uważam za otwarty!. Nie odkryje Ameryki stwierdzając, że placówki przedszkolne obok sal zabaw, to wylęgarnie wszelakich chorób. Od kilku dni widać w Social Media wyraźny wzrost reklam wszelakich specyfików na odporność, katar.
Od kilku lat Polacy są w czołówce pod względem kupowania i przyjmowania leków OTC , czyli tych dostępnych bez recepty od lekarza oraz suplementów diety. Reklamami leków i suplementów diety jesteśmy bombardowani zewsząd, telewizja, radio, bilbordy, prasa czy Internet. Od pewnego czasu właśnie w Internecie obserwuję nowy trend reklamy medykamentów, a mianowicie konta na Instagramie czy blogi. Wiadomo, że wiele z nich dociera do bardzo dużej grupy odbiorców stając się po części wzorem do naśladowania. Czy takie osoby powinny „polecać” medykamenty? W moim odczuciu, zdecydowanie nie. Bądźmy rozsądni, bo zdrowie, to zbyt poważna sprawa, żeby nim beztrosko szastać. Od leczenia powinien być lekarz i to z nim przede wszystkim należy skonsultować każdą sytuacji, zwłaszcza, kiedy wymaga tego nasz stan zdrowia.
Reklama w Prawie farmaceutycznym…
No właśnie, a może takie „polecanie” to nie jest reklama? Zgodnie z art.52 ust. 1 ustawy – Prawo farmaceutyczne za reklamę uważa się każdą działalność polegającą na informowaniu lub zachęcaniu do stosowania produktu leczniczego, mającego na celu: zwiększenie przepisywania recept, dostarczania, sprzedaży lub konsumpcji produktów leczniczych. Czytając dalej wspomniany fragment ustawy, zauważamy, że istnieją pewne ograniczenia reklamy leków, kierowane do publicznej wiadomości. Wśród nich zakaz reklamowania produktów medycznych przez osoby uprawnione do wystawiania recept, czyli krótko mówiąc lekarzy, jak również to, że reklama nie może polegać na prezentowaniu wyrobu medycznego przez osoby znane publicznie.
I tutaj nasuwa się kolejne pytanie, czy bloger jest osobą publiczną, a jeżeli, to w jakim stopniu? Cóż, to zależy od „siły oddziaływania. Moim zdaniem, jeśli dana osoba jest obserwowana, czy czytana przez kilka tysięcy osób to z pewnością wpływa w pewien sposób na wybory swoich czytelników i obserwatorów. A zatem, jest osobą publiczną. Założenie, że nie jest traktowana jako osoba publiczna, nie sposób nie dostrzegać faktu, że jednak może zachęcać swoich odbiorców do zakupu danego specyfiku i to w znacznie większym stopniu niż np. banner reklamowy. Chodzi tu o swego rodzaju więź emocjonalną, jaka wytwarza się na linii bloger – obserwator.
A co z tym suplementem diety….
A jak to wygląda w przypadku suplementów diety? Zacznijmy może od definicji suplementu diety, którą znajdziemy w Ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Wg ustawy suplement diety, to środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych lub innych substancji wskazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych. Środków wprowadzanych do obrotu w formie umożliwiającej ich dawkowanie, a więc jako: kapsułki, tabletki, drażetki jak również w innych podobnych postaciach (saszetki z proszkiem, ampułki z płynem, butelki z kroplomierzem czy inne podobne postacie płynów i proszków przeznaczonych do spożywania w małych, odmierzonych ilościach jednostkowych) z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego. To jak ma się sytuacja z reklamą tych suplementów diety? Tutaj nie obowiązuje Prawo farmaceutyczne, a ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia stanowiąca podstawowy akt prawny odnoszący się do suplementów diety. Czytając można by pomyśleć, że właściwie brak jest ograniczeń co do reklamowania suplementów diety. I tak w zasadzie jest, jedyne ograniczenie jakie znajdziemy w tej ustawie to art. 2 ust. 5 głoszący, że oznakowanie, prezentacja i reklama suplementów diety nie mogą zawierać informacji stwierdzających lub sugerujących, iż zbilansowana i zróżnicowana dieta nie jest w stanie dostarczyć wystarczających dla organizmu ilości składników odżywczych. I tutaj jest otwarta droga dla „polecania” wszelkiego rodzaju medykamentów na odporność, katar czy preparatów na brzuszek. Bo jak nazwać taki oto wpis jak nie reklamą: „preparat X (nie chcę podawać nazwy) – nie tylko uzupełnia naturalną florę jelitową, a także dzięki zawartej wit. D3 wspiera prawidłowe funkcjonowanie układu odpornościowego…”. Wszystko opatrzone pięknym zdjęciem i pod przykrywką opisanej historyjki. Ja rozumiem, że dla wielu osób prowadzących swoją działalność w Social Mediach to ich praca, ale chyba gdzieś powinny być jakieś granice? Wiadomo, że każdy ma swoje sumienie i swobodę podejmowania decyzji, ale czy faktycznie to pogoń za kasą powinna być tym czynnikiem, dla którego bierzemy każdą propozycję jaka nam się trafi?
Przychodzi pacjent do lekarza i …
Internet w dzisiejszych czasach to kopalnia wiedzy, taka nasza podręczna encyklopedia, dostępna na kliknięcie – praktycznie każdy ma dzisiaj Internet w telefonie. Nie od parady mówi się, że to dr Google leczy dzisiejszych pacjentów. Wielu przychodzi do gabinetu lekarskiego z gotową diagnozą i wynotowanymi nazwami leków które mają pomóc. Lekarz ma tylko wypisać receptę, jeśli któryś z tych leków wymaga recepty (biedny pacjent „zdiagnozowany” przez dr Google i siostrę Wikipedię musi udać się do gabinetu stacjonarnego). Owszem w Internecie możemy również znaleźć całą masę informacji praktycznych, o tym jak dbać profilaktycznie o nasze zdrowie, przekazywanych nam przez lekarzy czy farmaceutów. Jednak nigdy nie znajdziemy tam konkretnych polecanych medykamentów czy podanego gotowego rozwiązania terapeutycznego. Po pierwsze dlatego, że osoby takie mają zgodnie z Prawem farmaceutycznym zakaz reklamy medykamentów, a po drugie byłoby to raczej nieetyczne i co tu ukrywać – mogłoby być niebezpieczne. Tym niemniej profile prowadzone przez lekarzy, mają masę wiarygodnych i prawdziwych informacji na temat profilaktyki naszego zdrowia. A profilaktyka to sukces i świetny punkt startowy do zdrowego życia. I na takie właśnie informacje powinniśmy stawiać i to one powinny wzbudzić nasze zainteresowanie.
A co z naturą?
Dlaczego tak chętnie „polecamy” medykamenty, a nie mówimy o tym, że często to samo może dać nam to co mamy w naszej lodówce? Odpowiedź jest chyba tylko jedna – kasa. Prezentacja zawartości naszej lodówki raczej nie zasili naszego konta. A jednak, to właśnie nasza lodówka może być prawdziwą kopalnią zdrowia i rewelacyjnie wpływać na budowanie naszej odporności poprzez świadomy wybór produktów jakie się w niej znajdą. Nasze babcie miały tylko jeden wybór, profilaktyka, a często leczenie tym co znajduje się na talerzu. Gdy chcemy dostarczyć swojemu organizmowi probiotyków – sięgnijmy po naturalne kiszonki i bakterie probiotyczne zawarte w jogurtach naturalnych (wybierajmy te z najkrótszym i najprostszym składem). Jeżeli chcemy zaopatrzyć organizm w witaminy to wybierajmy warzywa i owoce, zwłaszcza te sezonowe i spożywajmy je w jak najmniej przetworzonej formie. Szukając witaminy D, przede wszystkim sięgnijmy po ryby morskie, pamiętając przy tym, że niewielkie jej ilości znajdziemy również w jajkach i przetworach mlecznych. Jak spojrzymy często na skąd syropków na przeziębienie czy odporność to składnikiem, który występuje w większości tych preparatów jest wyciąg z czarnego bzu w towarzystwie dużej ilości cukru. Ten sam czarny bez możemy kupić w aptece czy sklepie w postaci syropu 100% i rozcieńczyć go wodą. Ja sama w sezonie jesienno-zimowym staram się wspomagać swój organizm samodzielnie przygotowaną miksturą z cytryny, imbiru, czosnku i miodu. Podaje to również swoim bliskim. Nie powiem, że nie mamy w domu apteczki a w niej niezbędnych medykamentów, które znajdują się zapewne w każdym domu gdzie są dzieci, ale zawsze w pierwszej kolejności, kiedy na horyzoncie zaczynają pojawiać się choroby sięgam po te naturalne sposoby na wzmocnienie odporności. To pierwsza linia obrony, zanim zdecydujemy się użyć preparatów medycznych, w tym antybiotyków.
A więc nie dajmy się zwariować, sami podejmujmy decyzje, co wybierać 😉
Źródło:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20061711225/U/D20061225Lj.pdf
https://www.lexlege.pl/prawo-farmaceutyczne/art-52/
Świetny tekst. Brawo, polecajmy produkty naturalne, które są blisko nas, a będziemy zdrowsi